Redaktor na FDB.pl oraz innych portalach filmowych. Pisze, czyta, ogląda i śpi. Przyłapany, gdy w urzędzie w rubryczce "imię ojca" próbował wpisać Petera Greenawaya.

RECENZJA: 1983 [NETFLIX] 0

Oczekiwań stało się zadość. Pierwszy polski serial wylądował na platformie Netflix. Niestety, jego poziom fabularny woła o pomstę do nieba. 1983 nie jest złe – mierzi natomiast nieskrępowaną przeciętnością, niwecząc każdy wątek, którego się podejmie. Bohaterowie zostali w twardym drewnie wystrugani, zaś wszechogarniająca szarość wydaje się bić również z ich słów, twarzy i czynów. Nie takiego serialu spodziewaliśmy się.

Koncept fabularny brzmiał jak spełnienie marzeń. Jest 2003 rok, mimo to Polska wciąż znajduje się pod władzą komunistów. Panuje społeczny chaos, terrorystyczne ugrupowania rosną w siłę, prowadząc czynną walkę z systemem. Karykaturalna prawica-nuklearna-głowica wznosi dumne hasła „Bóg, honor, ojczyzna”, grzęznąc w bagnie panującego ustroju politycznego. Opozycja ma się niewiele lepiej, inwigilując mieszkańców oraz prowadząc nieczystą walkę o władzę nawet między członkami swojej partii. Ulice wypełnione są patrolami milicji. Służba Bezpieczeństwa dybie na anarchistów, drukujących nielegalne przekłady „Harry’ego Pottera”. W kioskach natomiast wciąż można kupić najnowsze wydanie „Trybuny ludu”. Dlaczego trwa komunizm pomimo odległej daty 29 grudnia 1989 roku? Wszystko spowodowane zostaje zamachami bombowymi z 1983 roku, które przerywają spokój mieszkańców większości polskich miast. Jaki był ich cel? Na to pytanie odpowiedzi poszuka dotychczasowy idealista oraz pupilek systemu, który mleko wyssał z piersi propagandy. Symultanicznie śledztwo w sprawie pewnego samobójstwa będzie prowadził członek organów ścigania. Oczywiście, oba wątki stopniowo nachodzą na siebie, wzajemnie się zazębiając. Brzmi jak fabuła Rojstu? Pewnie. Co ciekawe, tym razem Showmax zrobił to lepiej.

To niemal farsa. Chociaż Netflix posiadał po swojej stronie tak utalentowane reżyserki, jak Agnieszka Holland, Agnieszka Smoczyńska, Kasia Adamik oraz Olga Chajdas, nawet w kilku calach nie udało mu się dosięgnąć rodzimej konkurencji. Równocześnie sprawdziły się moje najgorsze obawy. Największy serwis streamingowy skrupulatnie realizuje swoją strategię marketingową. W ramach oryginalnych produkcji Netflixa powstają uniwersalne seriale (m.in. Daredevil, Stranger Things) oraz skromniejsze, regionalne serie. Pierwsze mają na celu przykuć uwagę masowego odbiorcy, drugie zdobywają serca mieszkańców danego kraju. Oczywiście, najlepiej gdy tytułowi uda się zaistnieć w świadomości obu grup docelowych (jak dotąd udało się to wyłącznie hiszpańskiemu Domowi z papieru oraz niemieckiemu Dark). Niestety, 1983 pierwszych zanudzi najwyżej po trzecim odcinku. Polaków zmusi z kolei do mało satysfakcjonującego seansu z pogranicza „1984” Orwella oraz cyberpunkowej estetyki Łowcy androidów.

W czym tkwi problem? Ano w tematyce oraz sposobie, w jaki rodzime twórczynie starają się ukazać tę patetyczną i do bólu posępną wizję alternatywnej rzeczywistości. Niemal od początku prac na planie zastanawiałem się w jaki sposób scenarzyście uda się przedstawić problematykę komuny w naszym kraju na światowym gruncie. Wiecie, okres PRL-u oraz jego domniemana wizja funkcjonowania we współczesności wydaje się dość hermetyczna i trudna do zarysowania globalnemu odbiorcy. Zwłaszcza tam, gdzie demokracja ma się znakomicie od 1945 roku albo i dłużej. Zawsze można zaśmiecić ekran toną faktów historycznych, jednak wtedy ekspozycja przedstawionej – polskiej – rzeczywistości nie miałaby końca. Problem polega na tym, że twórcy postanowili ominąć wszelkie fakty oraz znaczące wydarzenia. Co za tym idzie: wizja polskiego komunizmu A.D. 2003 wydaje się szablonowo wykastrowana z wszelkich naleciałości tamtego systemu. 1983 jest klasycznym szkicem dystopii. Nie ważne, czy komunistycznej, czy opanowanej przez złe korporacje z pluskwą w każdym telefonie. Ot!, pseudo-komuna jako dyktatura z niedalekiej przyszłości.

Wydaje się zatem, że otoczka political-fiction związana z alternatywną historią Polski była wyłącznie prostym lepem na rodzimych widzów. Ustawiony chwyt marketingowy minimalnie odbija się w fabule serialu. Choć na ekranie przewijają się futurystyczne oddziały Służby Bezpieczeństwa, wystarczy zabrać im proporczyk SB, aby zgroza anarchistów lat 80. XX wieku zamieniła się w byle-jaki organ służb porządkowych rodem z klasycznego sci-fi. Podobnie sprawa wygląda z każdym kontekstem około-PRL-owym. Rodzime społeczeństwo niemal paranoicznie uwielbia powracać do okresu sprzed transformacji na dużym czy małym ekranie (czego dowodem może być frekwencyjny sukces Rojstu). Netflix również pozwolił na to widzom. Z opłakanym skutkiem. Nie miejcie złudzeń. Woda z etykietą oranżady wciąż pozostaje tylko wodą.

Podobne działanie twórców 1983 posiada też inny negatywny aspekt. Mitologizuje okres Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej w oczach obcokrajowców. Tworzy błędne stygmatyzacje oraz nowe kody kulturowe komunistycznych rządów.

Estetycznie serial wygląda dobrze. Twórcy niemal od pierwszych scen wkładają widzowi do oczu książkę Orwella, jakby tytuł "1983" był za mało sugestywny. Dziwne zatem, że tak mało w serialu kontekstów inwigilacji oraz stałego poczucia bycia obserwowanym. Więcej tutaj cyberpunkowych kuluarów, neonowych plam pleśni na gnijącym wizerunku Polski – chińskich knajpek z Chinatown oraz smutnego gliny Anatola (Robert Więckiewicz), który szpieguje i konspiruje niczym Harrison Ford w Łowcy androidów. Do tego dochodzi konwencja noir, jakże znana z klasyku Ridleya Scotta. Z drugiej strony modernistyczna architektura i futurystyczne wnętrza dodają klimatu prezentowanemu serialowi – całość wygląda znacznie lepiej, niż np. w Człowieku z magicznym pudełkiem, gdzie Bodo Kox silił się na wizję Warszawy z przyszłości. Wyszło niewiarygodnie.

Najgorzej sprawa wygląda z obsadą. Musiał nie musiał, ale zagrał i bęc! Jest nieporozumienie. Aktorstwo w 1983 woła o pomstę do nieba. Scenariusz jest recytowany – twarde, literackie słowa są w stanie przezwyciężyć wyłącznie najznakomitsi artyści polskiego ekranu: Andrzej Grabowski, Robert Więckiewicz, Jowita Budnik oraz – wciąż nietracąca swojej naturalnej magii – Sandra Korzeniak. Reszta aktorów wygłasza ciężkie zdania, które z hukiem wpadają do uszu widzów. Literackość to zresztą kolejna wada snutej narracji. Chociaż obraz odstręcza swoją szarością, historię warto śledzić bez odrywania oczu od ekranu – tak wiele tutaj wzajemnych układów, spisów i ugrupowań. Ostatecznie tworzy się fabularny zaduch, który znacznie lepiej wybrzmiałby na stronicach książki.

Z bólem serca stwierdzę, że wątpię, aby 1983 wzbudził zainteresowanie za granicą. Powiem więcej: nie uważam, aby jakikolwiek obcokrajowiec poczuł potrzebę kontynuowania oglądania serialu po pierwszym odcinku. Fabuła się rozwarstwia, nawarstwia i między-warstwia, potęgując wrażenie merytorycznej pustki. Drewno-ludy człapią po futurystycznych ulicach futurystycznej prawie-Polski rzucając puste kwestie oraz futurystyczne spojrzenia szarych oczu. 1983 próbuje udawać coś, czym tak naprawdę nie jest. Nie sprawdza się jako kino z pogranicza political-fiction i cyberpunku. Jeszcze gorzej radzi sobie jako produkcja rozrywkowa dla mas. Nieporozumienie między podziałami, między widzem a ekranem. Do tego drętwa satyra na współczesną Polskę w tle.

Moja ocena: 4/10

1983 trafi na platformę Netflix 30 listopada 2018 roku.

Zostań naszym królem wirtualnego pióra.
Dołacz do redakcji FDB

Komentarze 2

ZSGifMan

Miał być Orwell A.D. 1983 ;) a wygląda na to, że będzie jednak jakieś Equilibrium…

@ZSGifMan Mnie Equilibrium bardzo się podobało :)

Proszę czekać…